Pięć lat i ćwierć wieku – sejmiki w latach 2004-2008.

Moment jest niezwykły – 25 lat nieprzerwanej, systematycznej pracy, której treść stanowi wiejski ruch teatralny. I ta niezwykłość sprawia, że trudno zdecydować od czego zacząć, co wydobyć na pierwszy plan. Z pomocą przychodzi nasza własna tradycja. Otóż tradycją, którą się chlubimy, jest wydawanie książek sumujących kolejne okresy – opublikowaliśmy je na dziesięciolecie, a potem na 15 i 20-lecie sejmików. W ten sposób utrwalił się model „pięciolatki” – próbowaliśmy dać syntezę okresu i umieszczać ją w kontekście całego dorobku. Tak robimy i teraz: spróbujemy nakreślić szkic obrazu lat 2004 – 2008, odnosząc go i zestawiając z poprzedzającym dwudziestoleciem.

{rokbox title=|Sejmiki 2007|}images/stories/foto/F1000007.jpg{/rokbox} {rokbox title=|Sejmiki 2007|}images/stories/foto/F1000018.jpg{/rokbox} {rokbox title=|Sejmiki 2007|}images/stories/foto/F1000003.jpg{/rokbox}

Jakie było ostatnie pięciolecie teatralnego sejmikowania? Zapamiętamy chwile radosne, fakty ważne dla całego ruchu, ale także dla związanych z nim instytucji i ludzi. Rok 2004 to przekroczenie magicznej liczby tysiąca spektakli, co dokonało się na sejmiku w Stoczku Łukowskim – zespół KGW z Karcz (woj. mazowieckie) przedstawił autorski obrazek dramatyczny Odwiedziny. Rok później święciliśmy dwa jubileusze w Tarnogrodzie: odbył się 30. sejmik rejonowy, a jego twórca – Władysław Dubaj, obchodził 40-lecie pracy, jak to się dawniej mówiło, na niwie kultury. W roku 2006 sejmik „finałowy” stał się miejscem obchodów 50-lecia Tarnogrodzkiego Ośrodka Kultury, instytucji jak rzadko która zasłużonej dla wiejskiego teatru. Wreszcie rok 2008 – święto Stoczka Łukowskiego, gdzie narodziła się i urzeczywistniła idea sejmikowych spotkań: 35. sejmik stał się sposobnością do przypomnienia teatralnych tradycji miasta oraz historii i dorobku imprezy. Cztery miesiące później, w połowie października, wielkie – odnotowane już w pierwszym zdaniu tych uwag – wydarzenie: XXV Sejmik Teatrów Wsi Polskiej. I równie wielka uroczystość Władysława Dubaja. Po blisko 45 latach kierowania ośrodkiem kultury i 33 latach oddanych sejmikom, przeszedł na emeryturę, ale miasto w którym spędził prawie całe życie pięknie odpłaciło mu za wielkie dzieło: na scenie, którą przemierzał tysiące razy, na której witał i żegnał kilkaset zespołów, odebrał godność Honorowego Obywatela Tarnogrodu. Wzruszenie widowni i jej spontaniczna owacja, więcej powiedziały niż podniosłe formuły. (Autor tych rozważań chciałby z niekłamaną dumą wtrącić, że trzy lata wcześniej też stał się bohaterem takiej uroczystości – w tarnogrodzkim stroju, na tarnogrodzkiej scenie przyjmował nadanie Honorowego Obywatelstwa.)

 

{rokbox title=|Sejmiki 2006|}images/stories/foto/DSC_0240.jpg{/rokbox} {rokbox title=|Sejmiki 2006|}images/stories/foto/DSC_0248.jpg{/rokbox} {rokbox title=|Sejmiki 2006|}images/stories/foto/DSC_0332.jpg{/rokbox}

 

Przeżyliśmy chwile radosne, przyszło nam też doświadczyć faktów smutnych, porażek. Bo przecież porażką – jeśli nawet niezawinioną – jest utrata części tego, co zostało wspólnie zbudowane. Otóż straciliśmy – raczej bezpowrotnie – jedno sejmikowe miejsce. Historia odnotowała już taki przypadek: w 1993 roku, po zorganizowaniu wcześniej ośmiu kolejnych przeglądów, wycofał się z naszej wspólnoty Świdwiński Ośrodek Kultury. Powodem były pieniądze. I to był powód oczywisty, bo czas dla kultury był okropny: brak środków, zmiany przepisów, pozostawienie placówek na łasce losu. Dzisiaj niby powód jest taki sam. Piszemy „niby”, bo jednak chodzi głównie o coś innego. Przyznajemy – niekiedy TKT ma kłopoty z terminowym przekazaniem deklarowanych pieniędzy, ale przecież i ono żyje z budżetowego mieszka, a ten bywa czasami pusty. Istota sprawy tkwi w przemianach w życiu kulturalnym – coraz częściej szefami domów i ośrodków zostają ludzie bez korzeni, bez świadomości tradycji i jej znaczenia. Zachłyśnięci komputerami, internetami, przestrzeniami wirtualnymi – nie są w stanie pojąć, że kultura jest ciągłością, trwaniem. Nie umieją wyważyć między tym co dawne i tym co dzisiejsze – są „nowocześni” i to napełnia ich pychą. Taki proces wymiany kadry nastąpił w dawnym województwie leszczyńskim, a za widomy znak uznać można zrezygnowanie ze współpracy Jana Głowinkowskiego – dobrego ducha ruchu recytatorskiego, teatru ochotniczego, sejmików. Był gospodarzem sejmików południowo-zachodniej części Polski – podtrzymywał kontakty, przypominał o terminach, w jego rękach pozostawała organizacja. A przede wszystkim znał się na teatrze i dlatego nawet zmiany miejsc sejmikowania (były Włoszakowice, Grotniki, był Bukowiec) nie wpływały na kształt imprezy: zawsze był wysoki poziom spektakli i było dużo teatrów.
W tym trudnym momencie – późną wiosną 2007 roku – raz jeszcze przekonaliśmy się, że jesteśmy wielką, sejmikową rodziną. Że możemy na siebie liczyć. Gdy upadł sejmik leszczyński, dosłownie w kilka dni Zespół Śpiewaczo-Obrzędowy w Ożarowie zmobilizował siły środowiska i w połowie września odbył się trochę „zastępczy” sejmik. Prawda, jednodniowy i skromny, ale przecież był i dawał nadzieję na dalsze trwanie. Nadzieję spełnioną, bo w 2008 roku – już na oficjalnym sejmiku rejonowym – publiczność obejrzała w Ożarowie 12 widowisk. Wyszliśmy z niebezpiecznego zakrętu, ale żal pozostał.

 

*

Niezmiennym elementem kolejnych syntez jest statystyka. Tak będzie i tym razem. Sprawdźmy najpierw, jak sytuuje się na tle dotychczasowego dorobku ostatnia „pięciolatka”. I powiedzmy od razu: całkiem dobrze. W latach 2004-2008 na naszych scenach obejrzeliśmy 278 przedstawień (tabela nr 1). Warto zestawić ten wynik z poprzednimi okresami: I – 277; II – 163 (trzeba wyjaśnić, że 1989 rok był niesejmikowy – odbył się Ogólnopolski Festiwal Teatrów Amatorskich: była kategoria widowisk obrzędowych, ale tylko sejmik centralny – jako finał; gdyby wszakże zwiększyć liczbę o przeciętną roczną, to i tak wynik ukazałby stan zapaści – z dnem w 1993 roku: 34 zespoły); III – 238 (powolne wychodzenie z kryzysu); IV – 285. Zauważymy, że gdyby nie zawirowania z regionalnym sejmikiem wielkopolskim, osiągnęlibyśmy rezultat liczbowy zbliżony do najlepszego. Jeśli idzie o zasięg w strukturze województw – nie zeszliśmy ani razu poniżej 12 jednostek administracyjnych, co oznacza iż sejmiki są obecne w trzech czwartych okręgów. Stale nieobecne są województwa opolskie i świętokrzyskie, a prawie stale – lubuskie.
25 lat sejmikowania to łącznie 1241 spektakli; daje to wynik prawie 50 rocznie i uznać go trzeba za całkiem dobry, gdy uwzględnić wcześniej wskazane okresy zachwiania. Całkiem inne – wydaje się, że znacznie ciekawsze, bo mówiące  o teatralnym wymiarze sprawy – informacje daje analiza form teatralnych, uprawianych przez wiejskie zespoły (tabela nr 2). Jest to teren wyraźnych i ważnych przeobrażeń. Przypomnijmy, że początkowe lata sejmików to zdecydowana dominacja spektakli dramatycznych. Różnych – bo były grane dramaty Fredry i Zapolskiej, Szaniawskiego i Korzeniowskiego, ale także tzw. „sztuczki” czyli kiepskie bądź zupełnie bezwartościowe teksty pisane w XIX i w początkach XX stulecia dla zespołów amatorskich. Ten obraz zmienia się, poczynając od 1991 roku, a kolejne lata przynoszą rosnącą przewagę widowisk obrzędowych. Pierwsze dziesięciolecie zamknęliśmy liczbą 440 przedstawień: 47% stanowiły spektakle obrzędowe, 35% dramatyczne, pozostałe gatunki (małe formy, kabarety oraz określane jako „inne” gatunki mieszane lub rzadko obecne np pantomima, teatr publicystyczny) mieściły się w liczbie 18%. Powiedzmy od razu, że rezultat tej ostatniej grupy w zasadzie nie uległ zmianie przez następnych 15 lat, a wahania w kolejnych pięcioleciach nie przekroczyły 2%. Swoista walka rozgrywała się między „obrzędówkami” i przedstawieniami dramatycznymi. Lata 1994 – 1998 to okres zdecydowanego panowania inscenizowanych obrzędów, zwyczajów, prac domowych i polnych; było ich aż 67% wobec 17% form dramatycznych. Te proporcje nieco inaczej wyglądały w latach 1999 – 2003: 61% obrzędowych i 25% dramatycznych.
Ostatnia pięciolatka tę tendencję utrwala i uwyraźnia: wśród 278 przedstawień obrzędowe stanowią już tylko 51%, a dramatyczne 34%.
Potwierdza się to, co sygnalizowaliśmy w końcu lat 90., zaś jako proces wskazywaliśmy przed 5 laty – formy dramatyczne odzyskują utraconą dawno pozycję. Jest to proces powolny, ale teraz można już mówić o jego trwałości, zaś jego przyczyna i istota mieści się w zjawisku niezmiernie ciekawym i ogromnie wartościowym. W sejmikowym kręgu określamy go jako dążenie do dramatyzowania zwyczajów i obrzędów. W ten sposób rodzi się samorodna twórczość dramaturgiczna.
Trudno przecenić jej znaczenie. Kiedyś zespoły sięgały po „gotowce”, wybierając sztuki, które przerastały ich możliwości wykonawcze bądź spychały w obszar tandety i szmiry. Dzisiaj autorami są kierownicy zespołów: wychodzą od kultury obyczajowej swojego środowiska, a znając potencje aktorskie własnej grupy, tworzą scenariusz „na miarę” ludzi, możliwości scenicznych, środków finansowych.
Zatrzymajmy się w tym miejscu na trzech widowiskach z ostatniego roku. Wigilię zespołu Śpiewaczo-Obrzędowego z Ożarowa (woj. łódzkie), Jasio się żyni Teatru Młodych im. W. Bogusławskiego z Lubochni (woj. łódzkie) oraz Rajby nieudane Teatru Obrzędowego „Lubominianki” z Boniewa (woj. kujawsko-pomorskie) łączy wspólna cecha. Każdy z tych spektakli ma za punkt wyjścia zdarzenie należące bądź do roku obrzędowego, bądź do obyczajów rodzinnych. Ale rozwinięcie fabuły nie jest już uscenicznieniem obrzędu czy zwyczaju – jest udramatyzowaną opowieścią z życia konkretnej małej społeczności.
Za krystaliczny przykład uznać można Wigilię. Najlepszym elementem spektaklu jest scenariusz. Pilni obserwatorzy sejmikowych spotkań zapytają co jeszcze można pokazać w wigilijnym widowisku. Bo tak naprawdę to niewiele pozostało możliwości – jakieś nieznane kolędy czy pastorałki, nowe wróżby czy potrawy. Niezmienny jednak pozostaje sam schemat i przygotowań, i przebiegu uroczystego wieczoru. To dlatego dotąd bywaliśmy przeważnie świadkami wydarzeń „zatrzymanych w pamięci” – tak jak kiedyś bywało. Zespół z Ożarowa odszedł od tego schematu i pokazał jak wigilia wygląda na wsi dzisiaj. Zdarzenia na scenie wielokrotnie wzbudzały śmiech widowni, ale ten śmiech jakoś szybko gaśnie. Bo wnuczka nie chciała jeść tradycyjnych potraw wigilijnych tylko pizzę. Wódka pojawiająca się na stole wzbudza protest babci, ale szybko on cichnie po kwestii „cóż to mamo, z synem się nie napijesz?” Wieczerzę rozpoczyna tradycyjna modlitwa, przerwana telefonem do syna i już znika nastrój i podniosłość tego wyjątkowego wieczoru. Rozmowy toczą się wokół bardzo prozaicznych spraw – który klub piłkarski ma najgorszych kibiców, bójka u sąsiada, polityki. Syn przerywa śpiewanie kolęd bo denerwują go, przecież słychać wszędzie już od listopada. Potem telefon wzywa go do firmy… Wprawdzie jeszcze pojawiają się „wiliorze”, ale za chwilę wszyscy gdzieś się wynoszą. Pozostaje babcia z wnuczką, która pyta „Kiedy wreszcie ta wigilia będzie?” To pytanie dziewczynka kieruje nie tylko do babci.
Oczywiście, zespoły wiejskie nie rezygnują z wystawiania „prawdziwych” obrzędów czy prac. W sejmikowym roku 2005 obejrzeliśmy 12 widowisk weselnych bądź z weselem związanych (zmówiny, swaty, panieński wieczór, obigrowka), 11 przedstawień, których tematem jest wigilia, kolędowanie i tradycyjne „herody”, 9 razy przenoszono na scenę prace domowe (darcie pierza, obieranie i kwaszenie kapusty, pranie, robienie płótna). To jest tak zwany żelazny repertuar. Co ważne – wzbogacany nowymi znaleziskami. Takim odkryciem zaintrygował Zespół Folklorystyczny „Otfinowianie” z Otfinowa (woj. małopolskie). Widowisko Umar Maciej zaczyna się od sprzątania izby i rozmów kobiet o zmarłym współmieszkańcu wioski. Niebawem przychodzi duża grupa uczestniczących w żałobnym obchodzie – jest naczelnik wioski, jest wdowa, sąsiadki i sąsiedzi. Najpierw są modlitwy za zmarłego, pieśni. Potem toast za dusze w czyśćcu. Naczelnik odczytuje testament, w którym zmarły wydał polecenia tyczące rodziny i gospodarstwa. Teraz przychodzi muzykant i nastrój ulega zasadniczej zmianie – pora na pohulanie, bo zmarły Maciej też to lubił. Jest jeszcze posiłek, kłótnia kobiet, tańce. Otrzymaliśmy niezwykłe i piękne widowisko, ukazujące prawie nieznaną obrzędowość związaną ze śmiercią i pogrzebem. Zespół sięgnął do tradycji sprzed 150 lat, umiejętnie dobrał rekwizyty i kostiumy oraz repertuar muzyczny. Bardzo umiejętnie – bo z wielkim taktem – przeszedł od atmosfery żałobnych wspomnień i modlitw do zabawy. Postacie są wyraziste, zarazem grane z umiarem i dyscypliną. Zwraca uwagę dobra konstrukcja dramaturgiczna, zwłaszcza płynna zmiana nastroju oraz czytelne zakończenie akcji, konsekwentnie wynikające z przebiegu wydarzeń.
Jest jeszcze jeden godny wskazania nurt sejmikowych przedstawień – nie najbogatszy liczbowo, ale ważny i coraz śmielszy. Tworzą go młode grupy, których coraz więcej, a którym nie wystarczają tradycyjne gatunki sceniczne ani ich przetwarzanie. Opowieść Teatru Przedmieście z Krasnego (woj. podkarpackie) dowodzi, że teatr wiejski jest teatrem żywym, poszukującym wciąż nowych form wypowiedzi artystycznej. Spektakl odwołujący się do muzyczno-plastycznej metaforyki Teatru Tadeusza Kantora, jest poetycką opowieścią o ludzkim losie, miłości, pracy i przemijaniu. Wykorzystano kilka elementów oddziaływania na wyobraźnię widza – od plebejskiej muzyki, przez reprodukowanie na ekranie starych zdjęć, przez słowo i symboliczny obraz. Operowanie skrótem, symbolem, sceniczną metaforą, myślenie zaiste językiem teatru – to najmocniejsze strony tego przedstawienia. W sumie przedstawienie obfituje w sceny teatralnie znakomicie przemyślane, wzruszające, plastycznie wyraziste. Jest pięknym przykładem poszukiwań młodego, wiejskiego teatru w obszarach teatru uniwersalnego pod względem wykorzystania form teatralnych, natomiast w treściach – teatru wiernego swej małej ojczyźnie.
Pojawiają się także spektakle, imponujące odwagą zamierzenia, rozmachem inscenizacyjnym. Wymiar wydarzenia miało widowisko Nasze dzienne sprawy. Zaskakiwała już nazwa zespołu – Wspólnota Gminnego Ośrodka Kultury; pod tą nazwą kryje się wielkie, ponad 70-osobowe zespolenie artystów z gminy Biłgoraj (woj. lubelskie), wywodzących się z 6 grup śpiewaczych i teatralno-obrzędowych. Znakomity scenariusz, świetne prowadzenie rzeszy wykonawców, zagarnięcie przestrzeni sceny i całej widowni – oto składniki sukcesu tego swoistego „teatru ogromnego”. (Pełny opis Naszych dziennych spraw znajdzie Czytelnik w publikowanym w tej książce tekście „Intensywna obecność”.) I to jest z pewnością właściwy moment dla przypomnienia zdań blisko 100 lat temu zapisanych przez twórcę, który rdzenną kulturę ludową rozumiał i cenił jak chyba
w polskim teatrze nikt inny – przez Leona Schillera.
A teatr ludowy… cóż za widowiska! Jakie barwne! Jakie tu rytmy się słyszy!         …na chwilę nie wątpię, że te widowiska rudymentarne będą podwalinami sceny narodowej, ze z tych obrzędów, zwyczajów, tańców i pieśni rozwinie się w przyszłości nowa, swoista forma dramatu polskiego…[podkr. – LŚ]

***

XXV Sejmik Teatrów Wsi Polskiej – ćwierć wieku „finałowych” spotkań, które są miejscem prezentacji tego, co najlepsze, najciekawsze. Czyż można nie poświęcić kilku słów temu świętu? Najlepiej będzie zacząć od przypomnienia końcowych zdań
z syntezy za lata 1999 – 2003. Po wskazaniu tendencji do przeobrażania zwyczajów
i obrzędów w autorskie obrazki dramatyczne, pomieszczone zostało takie stwierdzenie: „Nie zmienia to przecież głównego rysu – nadal >wizytówką< tego ruchu pozostają widowiska w uproszczeniu zwane obrzędowymi. Tarnogrodzkie Sejmiki Teatrów Wsi Polskiej również w ostatnim pięcioleciu ten rys uwidoczniły i utrwaliły”.
Czy zdania twe zachowały ważność? Rezultat „formalny” z 25 lat to 64% przedstawień obrzędowych, 23% dramatycznych i 13% pozostałych. Lata 2004-2008 odbiegają od wizerunku całości: inscenizacje obrzędów i zwyczajów zmniejszyły stan posiadania do 47% (tabela nr 3). Wniosek? – jeżeli przez długie lata „obrzędówki” nie tylko stanowiły zdecydowaną większość w wymiarze statystycznym, ale także były wizytówką teatru wiejskiego (bo przecież program sejmiku finałowego jest wynikiem wyboru tego, co uważa się za najlepsze, co warto pokazać), to dzisiaj sprawa przestaje być oczywista. Chyba dzieje się coś bardzo dobrego? Bo jeśli sprawa, zjawisko przestaje być oczywiste, znaczy że jest albo staje się zdolne do nowych dokonań, żywe.
A o to przecież w sztuce chodzi.

Lech Śliwonik

 

Źródło: Tekst został opublikowany w książce „Wczoraj i dzisiaj teatru ludowego” str. 19.

Ta strona używa plików cookie, aby poprawić przyjazność dla użytkownika. Użytkownik wyraża zgodę na dalsze korzystanie ze strony internetowej.

Polityka prywatności