Komunikat – Sejmiku Wiejskich Zespołów Teatralnych – Kaczory 2015

Komunikat
Komisji Artystycznej
Międzywojewódzkiego Sejmiku Wiejskich Zespołów Teatralnych
w Kaczorach
28 czerwca 2015 r

 

Komisja Artystyczna w składzie

Krystyna Adamczyk

Katarzyna Smyk

Jan Zdziarski

obejrzała 9 przedstawień przygotowanych przez zespoły z czterech województw: 3 z wielopolskiego, 3 z kujawsko-pomorskiego, 2 z pomorskiego i 1 z zachodniopomorskiego oraz przerpowadziła warsztaty, dokonając krytycznej oceny spektakli, uwagi umieszczając w poniższych opisach.

 

Młodzieżowy Zespół Teatralny ARTGIM z Kaczor (woj. wielkopolskie, pow. pilski), z miejscowego gimnazjum, pokazał Balladynę autorstwa kierowniczki grupy, jednocześnie inscenizatorki spektaklu. Oczywiście – rzecz jest oparta na dramacie Juliusza Slowackiego, w dodatku wierszowana. Przedstawienie otwiera wygłoszony wstęp, wprowadzający nas w oryginalne zdarzenia dramatu Słowackiego. Następnie przenosimy się w czasy mniej więcej współczesne – do fabryki czekolady, której właścicielką jest Goplana. Będąc trochę znużona swą pracą – ogłasza konkurs na dyrektora. Zgłaszają swe kandydatury Alina i Balladyna. Pierwsza – uczciwa, skromna i pracowita. Druga – przebojowa, bezwzględna i bezlitosna w działaniach prowadzących do wyznaczonego celu. Otrzymują równorzędne stanowiska. Pojawia się Kirkor, atrakcyjny biznesmenem, chcący nawiązać współpracę z fabryką. Podoba się obydwu dziewczynom. I tu jest początek ostrego konfliktu, prowadzącego do oszustwa, próby zamordowania przez Balladynę Grabca (księgowego w fabryce)… I tak się rzecz plecie aż do pointy – ślubu Aliny z Kirkorem. O samej realizacji niewiele można powiedzieć. Aktorzy na scenie czuli się źle, nie bardzo wiedzieli co ze sobą zrobić. Nie słuchali partnerów, swoje kwestie wygłaszali do nikogo. Stało się nudno i smutno. A mogło być wesoło, bo tekst potoczysty, pełen komicznych sytuacji wynikających z dobrej obserwacji współczesnego świata biznesu. No i podejmujący odwieczny problem walki dobrego ze złem. Szkoda, bowiem włożona praca, poswięcony czas mogłyby zaowocować czymś radosnym, jakimś przekornie absurdalnym teatralnym zdarzeniem. Występ jest ukoronowaniem długiej pracy, nie popśpiesznym popisem.

 

Seniorski Teatr POGODNA JESIEŃ z Szamocina (woj. wielkopolskie, powiat chodzieski) to zespół złożony z ludzi złotego wieku, którzy nie poddają się szarzyźnie dnia codziennego i chcą dawać innym radość. Tegoroczny spektakl Odwiedziny, czyli… w reżyserii Marii Zdunek traktuje o dwulicowości i chciwości. Scenariusz napisany wspólnie przez zespół jest wynikiem obserwacji codzienności z wyraźnym akcentem na ludzkie przywary. Prosta i funkcjonalna scenografia przedstawia pokój a w nim stół, kilka krzeseł. Pani domu, Grażyna, czyta gazetę. Odpoczynek przerwa głośne pukanie do drzwi. Goście – cztery sąsiadki, w oczekiwaniu na zaproszenie do środka, śpiewają piosenkę „ Jak dobrze mieć sąsiada”. Gospodyni z wyrażnym niezadowoleniem w końcu wychodzi do nich i z udawanym uśmiechem wita. Z udawaną życzliwością proponuje kawę. W czasie długiego oczekiwaniu na jej powrót z obiecaną kawą sąsiadki toczą rozmowy. Z początku o problemach codzienności, zdrowiu, potrzebach, z czasem wkrada się irytacja z powodu niegościnności gospodyni i zaczyna się tęgie plotkowanie. Wytykają brak porządku i lenistwo. Sytuacja – podobna do tej z kawą – powtarza się kilka razy. Zawsze staje coś na przeszkodzie. Wizyta kończy się wyjściem sąsiadek w atmosferze wzburzenia, z czego rada ogromnie jest gospodyni. W końcu znów na czymś zaoszczędziła. Bardzo z siebie zadowolona sięga po cukierek leżący od dawna na podłodze i delektuje się nim z wyraźną lubością..

Znakomita główna rola Grażyny (niegościnnej gospodyni) i równie dobra gra pozostałych aktorek stworzyły obyczajowy obrazek pełen humoru. Lekkość, wyrazistość słowa, gestu to z pewnością nie jedyne atuty tego zespołu. Spektaklowi z dobrymi dialogami z dobrą grą aktorską zabrakło jednak czegoś ważnego – dobrej pointy.

Ciekawy sposób na inscenizację dziecięcych wierszy Juliana Tuwima znalazł Teatr Obrzędu Ludowego ZABORACY z Brus (woj. pomorskie, pow. chojnicki) w przedstawieniu Tuwim na stacji Brusy. Na scenie zabudowania stacji BRUŜË i oczekujący na pociąg podróżni. Na widowni koduktor sprawdza i sprzedaje bilety. Pada zapowiedź, że pociąg ma duże opóźnienie, więc coś trzeba zrobić z czasem. Zaczynają się więc opowieści – wierszami Tuwima, tłumaczonymi na język kaszubski: „O Grzesiu kłamczuchu”, „Zosia samosia”, „Okulary” – (fŝandze ŝuko sfoji brele…). Teksty brzmią znajomo, ale jakoś niecodziennie. Zwraca uwagę wypracowane słowo i interesująca momentami interpretacja. W wielu wypadkach wzbogacona inscenizacją, jak w przypadku „Abecadła”, gdy dzieci układają sobą kolejne literki. Oczekiwanie na pociąg przedłuża się, nadciąga zmierzch. Handlarka zarzeka się układając do snu: „iak bana nie poiedze, jo stymi kurami piechtu ne pude…” Trzeba coś zrobić – z widowni „wyciągają” zażywną kobietę – „jo mom byt’ lokomot’ivo… i wraz z wierszem „Lokomotywa” powstaje pociąg: „vei ŝerpna vogone…” i oto jedziemy przez widownię do stacji BRUŜË. Włącza się kapela z diabelskimi skrzypcami, rytmizując słowo. Na początku przedstawienia dzieci były trochę nieśmiałe, ale im dalej tym było radośniej i ciekawiej. Wspólna zabawa wielopokoleniowego zespołu stworzyła dynamiczne, roześmiane przedstawienie. Sowo pochwały należy się za dobrze dobrane rekwizyty, elementy scenograficzne i estetyczny, ładny kostium.

Województwo kujawsko-pomorskie, reprezentowały na tegorocznym Sejmiku trzy zespoły; jako pierwszy z nich wystąpił Zespół Obrzędowy „Witkowiacy” z Witkowa (pow. sępólno-krajeńskie) z przedstawieniem Cierp ciało kiej ci się chciało. Oto tydzień temu urodziła młoda Andzia, a to świetna okazja do odwiedzin, na które przygotowują się wszyscy domownicy. Codzienność – chyba zaraz po wojnie – w domu wiejskiego w okolicach Sępolna: pranie, prasowanie, budzenie dzieci, modlitewny poranny śpiew Kiedy ranne wstają zorze…, robienie masła, kołyska (może nieco za nowoczesna), stare taborety, stoliki grające role dawnych stołów (słusznie, że zespół je ze sobą wozi, nie licząc na rekwizyty organizatorów przeglądów), odchodzące w niepamięć ubrania robione na drutach, staranny język, dziecięcy śpiew dla niemowlęcia Przyszły liski do kołyski, mężczyźni, znajdujący okazję do wypitki – ot, życie kujawskie w każdym kątku izby. Goście rzeczywiście niebawem się schodzą i przynoszą dary dla maleństwa, wypowiadane są oracje życzeniowe i rady dla młodej matki, jak utrzymać choroby i uroki z dala od gzuba czyli dziecka, nieco plotek przy herbatce, pitej ze starodawnych filiżanek, a nalewanej z blaszanego też starodawnego dzbanka. No i porady, co zrobić, by następna urodziła się parka. Widz, oglądając wielopokoleniowy zespół, z dobrze obsadzonymi rolami, nabiera przekonania, że właśnie w ciągłości tego typu wiedzy, przekazywanej z pokolenia na pokolenie, jest sens naszego współczesnego bytowania. „Witkowiacy” ze sceny głoszą, żeby „słuchać rodziców, ale robić po swojemu”. Niemniej może warto zastanowić się nad usunięciem zbyt współczesnych elementów np. kostiumu, co pozwoli bardziej jednoznacznie usytuować akcję widowiska w czasie. Może też należałoby zmienić tytuł, by wyraźniej odnosił się do tematyki okołonarodzinowej.

 

Każdy wiejski zespół teatralny wcześniej czy później mierzy się z inscenizacją darcia pierza. Przyszła pora i na Zespół Folklorystyczny „ŚMIŁOWIÓNKI” ze Śmiłowic (woj. kujawsko-pomorskie, pow. włocławski). Zobaczyliśmy więc Zakończenie pierzaka na Kujawach. Rzecz dzieje się u młynarza, w bardzo bogatej scenerii (piec, balia z pierzem, stół w pełni nakryty, obrazki na ścianach, lampa naftowa). Pojawiające się kolejne postaci wprowadzają do rozmowy kolejne wątki: plotki o ciąży sąsiadki, cielenie się krowy u sąsiada, przebierańcy – zwłaszcza babka w kostiumie cyganki – idący razem z muzykantami (trójka utalentowanej śmiłowickiej młodzieży), zewnętrzna perspektywa Zofii Kociubińskiej – gościa spoza wsi i regionu, problemy władzy gminnej i jej relacje z mieszkańcami oraz pozytywny stosunek do folkloru, zapowiedzi zakazów i nakazów weselnych, wszak odbywa się darcie pierza na wyprawę dla Kaśki młynarzowej. Żarty (np. definicja dziecka jako głośnej reklamy cichej roboty), rozmowy, poczęstunek, taniec, śpiew (w tym może zbyt popularnych piosenek, jak Gorzałka zawsze dobra jest) – działania podporządkowane są zasadzie „wszystko robimy wspólnie i potem wspólnie się bawimy”. I ta idea jest wyraźnie artykulowana przez aktorów, dobrze wcielających się w dobrze zaplanowane role, słuchających się wzajemnie i dbających, by każda z postaci w pełni wybrzmiała, a więc – by każdy z aktorów pokazał w pełni swoje możliwości. Z porad służących wzmocnieniu tego dobrego widowiska, a przekazanych przez Komisję. warto niektóre silnie podkreślić: trzeba zlikwidować uporczywe wychodzenie wykonawców zza stołu w celu wygłoszenia swoich kwestii czy podjęcia dialogu, przemyśleć ustawienia i przemieszczanie się aktorów w warunkach ciasnoty na scenie oraz dopracować kostiumy, zaś w zakresie scenariusza – dokładniej przemyśleć ostatnie sceny, by finał nie dłużył się i nie tracił na wyrazistości.

 

Ścinanie kani – zwyczaj o niejasnej dla etnologów proweniencji i znaczeniu, odbywający się niegdyś między innymi na Kaszubach, w różnych terminach wiosennych lub letnich i w różnorodnych formach, stał się inspiracją dla Zespołu Teatralnego „ZBIERAŃCE” z Gościcina (woj. pomorskie, pow. wejherowski). Zawiązana niecały rok wcześniej grupa, składająca się z kilkunastu niezwykle uzdolnionych nauczycieli, zaprezentowała rekonstrukcję ścinania kani i zarazem swoją wizję zwyczaju, czyli rozprawy nad ptaszyskiem – w tej wersji zagranym przez aktora, a nie w postaci kukły ani, broń Boże, żywego ptaka, jak to się tradycyjnie należało – uosabiającym wszelkie zło i bieżące nieszczęścia dotykające społeczność. Rozprawianie się z fatum staje się więc zaczątkiem nowego czasu – od momentu zgładzenia kani ma zapanować ład, pomyślność i szczęście. Zobaczyliśmy kostiumy stylizowane na historyczne (np. adwokat), ale też współczesne (np. krawat, sędziowska toga) i ludowe kaszubskie; usłyszeliśmy (niekoniecznie zawsze zrozumiałą dla niekaszubów) gwarę; pośmialiśmy się z żartobliwych, pełnych dystansu scenek iście kabaretowych; zamyśliliśmy się nad kondycją na przykład dzisiejszego fachu adwokackiego itd. Ale przede wszystkim na uwagę zasługuje świetny śpiew i ruch sceniczny, dobre tempo akcji, teatralnie zaprojektowane i brawurowo zrealizowane sceny zbiorowe oraz malarsko prezentujące się stroje. Wynikają te pochwały nie tylko z ze spotkania z ludźmi utalentowanymi, ale przede wszystkim z dostrzeżenia ogromnej pracy, którą wkładają, by w swoich przedstawieniach pozostać zespołem, dobrze czującym się razem, współdziałającym, dającym świadectwo temu, że w robocie teatralnej zespołowość jest zadaniem, ale i walorem nie do przecenienia. I zespołowy finałowy taniec, i śpiew pozostawiają widzów z poczuciem współuczestnictwa w przedstawianym zwyczaju, jak to i tradycyjnie miało miejsce w karczmie. Po dobrym zakończeniu i symbolicznym ścięciu kani nastają oklaski, a także oczekiwanie na następne widowiska „Zbierańców”.

 

Folklorystyczny Zespół Obrzędowy „LUBOMINIANKI” z Boniewa (woj. kujawsko-pomorskie, powiat włocławski) to niewielki zespół wielopokoleniowy. Reżyserem, a zarazem kierownikiem jest Marianna Dzięgielewska. Czerpiąc pomysły z dzieciństwa i z opowiadań przodków, z właściwym sobie dowcipem i humorem pisze, zachowując rodzimą gwarę. barwne scenariusze. Tak stało się i teraz. Wnętrze izby kujawskiej, w niej stół, piec, ołtarz z obrazem Matki Boskiej, w tle słychać pieśń „ Królowa niebieska”. Gospodyni modli się przed obrazem o rychły ożenek swego 34-letniego Franka. Monolog wprowadza widzów w rozterki matki. Opowiada o historii i tradycjach swojego domu rodzinnego. Przede wszystkim jednak głośna rozmowa z sobą samą jest szukaniem kandydatek na żonę dla swego jedynaka. W desperacji skłonna zaakceptować każdą kobietę, oby tylko potrafiła ona uwieść Franka. Pierwszą Marysię – młodą, pełną chęci – namawia przedstawiając konkretne, korzystne rozwiązania. Zabawne, dowcipne dialogi i dobra gra aktorska stworzyły scenki pełne rubasznego humoru i lekkości. W końcowej scenie zrezygnowana matka zmęczona wysiłkami, aby ożenić syna, godzi się z faktem, że trzeba jeszcze poczekać, a klęcząc przed obrazem pociesza się sentencją „jak świat istnieje, każdy ma nadzieję.” Przedstawienie Najświętsza Panienko w tobie nadzieja jest bardzo dobre aktorsko, dynamiczne, nasycone humorem. Trudno w nim szukać możliwości wprowadzenia jakichś ulepszeń. Można tylko życzyć – więcej takich spektakli.

 

Teatr „POD GÓRKĄ” z Mirosławca (woj. zachodniopomorskie, powiat wałecki) to grupa w skład której wchodzą panie z KGW i zespołu ludowego „Jarzębina”. Reżyserem spektaklu Darcie pierza jest Barbara Antochowska. – scenariusz został oparty na starym wiejskim zwyczaju, wypełniającym długie zimowe wieczory. Był to rodzaj wzajemnej pomocy i jedna z form życia towarzyskiego.

Wieczór przed świętem Trzech Króli. Izba wypełniona domowymi sprzętami. Trwają rodzinne przygotowania do pirzoka . Matka krząta się przy kuchni matki. Siedzący w rogu ojciec wyplata z wikliny miotły. Córki sprzątają i przygotowują ciasto. Przychodzą ubrane w codzienny strój kobiety, na głowie mają chustki wiązane do tyłu. Siadają za stołem, biorą przetaki i rozpoczynają darcie pierza. Rozmwiają o życiu sąsiedzkim, problemach z mężczyznami. Żartobliwe dialogi o wadach męskich kończą konkluzją „że bez chłopa to nic dobrego”. Słychać dźwięki harmonii; wchodzi muzykant i podrywa kobiety do wspólnego śpiewania. Atmosferę dobrej zabawy przerywa informacja, że piorun zabił krowę. Biesiadnicy na tę wieść nie reagują, bawią się dalej. To zderzenie nastrojów i brak prawdy w reakcjach aktorów, stanowi przxykry zgrzyt: można odnieść wrażenie, że aktorzy się nie słuchają. Powoli darcie pierza dobiega końca. Po sprzątaniu, na stół podany jest suty poczęstunek z nieodzownym kieliszkiem gorzałki. Wspólna zabawa i tańce kończą przedstawienie. Spektaklowi zabrakło dbałości o szczegóły (np. wierność strojów). Trzeba jednak docenić starania, że pomimo braku tradycji obrzędowej w swojej miejscowości, zespół szuka inspiracji z innych regionów.

Zespół Regionalny im Anny Markiewicz z Bukówca Górnego (woj wielkopolskie, pow. leszczyński) przedstawił widowisko zatytułowane Purtelam. Po odsłonięciu kurtyny znajdujemy się na podwórku wiejskiego obejścia. Kobiety wiją z ziela kraniec, czyli obramowanie drzwi wejściowych do domu. Ogólny przedweselny rozgardiasz, nad którym usiłuje zapanować gospodyni. Nikt nie może stać bezczynnie. Nawet gospodarz i dziadek zostają zapędzeni do roboty. Ten ostatni czyści buty. Pojawiają się sąsiedzi., każdy z jakąś radą, bądź przestrogą. Przychodzi i Kubalina, miejscowa szeptucha. Otrzymuje wcześniej przygotowany poczęstunek, bowiem wszyscy wiedzą, że nie ugoszczona – może zaszkodzić. Prowadzone rozmowy dotyczą minionych wesel, jak one przebiegały, ale najwięcej jest opowieści o purtelamie i szkodach jakie może spowodować. Bywało na przykład, że pan młody rano znajdowal stertę śmieci i złomu na podwórku. Purtelam to taki przedweselny obyczaj, polegający na tłuczeniu szkła na szczęście w przeddzień wesela w obejściu pana młodego. Aby uchronić się przed złośliwościami, musi on być przygotowany na poczęstunek, którego podstawą jest wódka. Tak też i było w przypadku purtelamowego przedstawienia. Przyszli koledzy, potłukli przyniesione butelki, złożyli życzenia. Zaaferowany pan młody, prosił ich, by pomogli dopilnować porzadku, by nikt ponad miarę nie nabroił. Zgodzili się, ale wytargowawszy dodatkową butelkę. I tak się zaczęło. Bo nie bardzo byli zainteresowani tym co działo się wokół, skupiali zaś uwagę na kolejnych toastach. Przyszła „muzyka” – zamówona na jutrzejszą uroczystość, także kolejni chłopacy, którzy ukradli weselną kiełbasę. A w końcu zagniewany na pannę mlodą chłopak wykrzyczawszy swoje żale wywalił na podwórko stertę smieci. Spektakl przygotowany został bardzo starannie. Nie ma w nim fałszu, udawania, gry na pokaz. Odnosi się wrażenie, że wszystko dzieje się naprawdę. Na podkreślenie zasługuje kultura słowa. A do zbioru zalet dopisać jeszcze trzeba wspaniałą dudziarską kapelę…

 

*

Sejmik w Kaczorach, jak co roku, skłania do wypowiedzenia słów uznania za bardzo dobrą organizację i sprawne przeprowadzenie. I gościnność. Podziękowania kierujemy w stronę gospodarzy – Dyrekcji i pracowników Gmninnego Ośrodka Kultury, dziękujemy także włodarzom gminy Kaczory za stałe już wspieranie naszej imprezy. Z należnym szacunkiem kłaniamy się zespołom, bowiem ich prezentacje zasługują na wyrazy szczerego uznania. Liczymy na kolejne, nie mniej udane spotkanie w przyszłym roku.

 

 

 

 

 

Ta strona używa plików cookie, aby poprawić przyjazność dla użytkownika. Użytkownik wyraża zgodę na dalsze korzystanie ze strony internetowej.

Polityka prywatności