Komunikat – Sejmik Wiejskich Zespołów Teatralnych w Ożarowie

Komunikat
Komisji Artystycznej
IX Sejmiku Wiejskich Zespołów Teatralnych
w Ożarowie, 4 – 5 lipca 2015 r.

 

Komisja w składzie: Bożena Suchocka – aktorka, reżyser, Edward Wojtaszek – reżyser, Jan Zdziarski – logopeda, instruktor teatralny po obejrzeniu 8 spektakli w wykonaniu zespołów z województw: dolnośląskiego (1), łódzkiego (4), wielkopolskiego (1) i lubuskiego (2) oraz po dokonaniu omówień z reżyserami i członkami zespołów po każdym przedstawieniu, sporządziła komunikat zawierający uwagi i porady wynikające z wspólnych dyskusji. Spektakle omawiane są według kolejności, w jakiej były prezentowane.

 

Zespół Śpiewaczo-Obrzędowy z Ożarowa (woj. łódzkie, pow. wieluński) przedstawił obrazek dramatyczny Miłosierdzie. Jest to opowieść o współczesnej, dość bogatej rodzinie,; akcja rozgrywa się tuż przed Bożym Narodzeniem.

Rodzice siedzą na fotelu i kanapie, syn zapatrzony w ekran komputera, babcia z wnuczką szykują choinkowe ozdoby. Rodzice dochodzą do wniosku, że na Wigilię najwygodniej będzie zamówić catering. Babcia protestuje i zapowiada, że przygotuje tradycyjną wieczerzę. Syn informuje, że go na Wigilii nie będzie, bo wybiera się na narty z Jolką. Domaga się od ojca sfinansowania tego wyjazdu, a wobec otwartego portfela tatusia, córka również wyciąga rękę po grosz i to nie metalowy, a papierowy. Po zainkasowaniu pieniędzy wraca do rozmowy z babcią i pyta o zwierzęta mówiące w Wigilię o północy ludzkim głosem, namawia babcię, żeby zamiast iść na pasterkę, zostać i podsłuchiwać zwierzęta.

Zaczyna się sprzeczka młodych, rodzice dalej siedzą na kanapie i czytają gazety. Babcia kłóci się z wnukiem o znaczenie tradycji bożonarodzeniowej, a ten kpi, że mówi się o śniegu i mrozie, a przecież pasterze paśli owce i spali w szałasach. Dziewczynka, która wyszła przed dom, wraca przejęta, bo na tarasie ktoś siedzi i marznie. Rodzice nie chcą nikogo do domu wpuszczać, ale dziewczynka upiera się i dzięki jej interwencji wchodzi bezdomna kobieta. Zmarznięta, głodna, opatulona w co się da, siada na krzesełku, ale najpierw zostaje ono przez matkę przykryte ręcznikiem. Ojciec jest skłonny dać przybyłej kanapki, byleby szybko sobie poszła. Tymczasem babcia pomaga jej zdjąć buty, bo ma przemoczone nogi. Dostaje kapcie, kawałek placka i herbatę. Wnuczka nie chce oddać swoich skarpetek, ale babcia przekonuje ją, że trzeba, bo to tak, jakby coś dać Jezuskowi w stajence. Matka zakłada gumowe rękawiczki, żeby pomóc założyć skarpetki. Kobieta żali się na swoja samotność i brak własnego kąta. Wraca zmarznięty syn; mówi, że pogoda jest paskudna. Kiedy dowiaduje się, że bezdomna ma wyjść w taką noc, proponuje, żeby zanocowała u nich, bo nie wolno nikogo w taki czas wyganiać. Zadowolona babcia zaprasza ją na jutrzejszą Wigilię, przy okazji przypominając zięciowi o tradycji pustego talerza. Ten, choć ateista, próbuje coś powiedzieć na temat dziesięciorga przykazań, ale nie bardzo mu to wychodzi. Chętnie dałby „stówę”, byleby pozbyć się bezdomnej. Tak się jednak nie dzieje i ku zadowoleniu babci, kobieta pozostanie na noc. Ponieważ syn odbiera wiadomość, że Jolka nie pojedzie na narty, cała rodzina spotka się jednak przy tradycyjnym stole.

Przedstawienie opiera się na bardzo ciekawym scenariuszu – dotyka on postaw współczesnych ludzi wobec tradycji, porusza problem rozluźnienia więzów w rodzinie, przy pozorach dobrze ułożonych relacji między jej członkami. Pojawiają się pytania, czy pieniądz jest w stanie wszystko załatwić i jaki przykład dawać dzieciom i wnukom. Aktorzy udatnie soddają charaktery przedstawianych postaci, partnerując sobie w sposób dojrzały i to niezależnie od wieku wykonawców, a nawet należałoby pochwalić umiejętności dwojga najmłodszych członków zespołu.

Można by popracować odrobinę nad poprawieniem rytmu spektaklu, ponieważ zdarzały się sekwencje, w których tempo spadało w sposób bardzo odczuwalny na widowni.

 

Kabaret EWG z Doruchowa (woj. wielkopolskie, pow. ostrzeszowski) już w nazwie ukrył dowcip, bowiem wykłada się ona następująco: Ewentualny Wytwór Gminy. Przedstawił program Starzy w kłoślawym zdrzadle, będący składanką monologów skeczy i piosenek. Rozpoczęli od stwierdzenia, że kultura na wsi nie ginie – rozwija się, bowiem ma szczególne oparcie wśród osób starszych. Po tym nastąpił wierszowany monolog o nieoczekiwanym zakochaniu się i fatalnych skutkach seksu wygłoszony przez wykonawcę przebranego za chromego staruszka, wspierającego się na lasce. Kolejne teksty nie odbiegały kręgiem tematycznym od zasygnalizowanego w pierwszych. A że Kabaret EWG ma wiejskie korzenie i z tego środowiska wywodzą się kolejni, niemłodzi bohaterowie wydarzeń, więc nie razi a śmieszy takie wyznanie miłosne: „ja będę twoja, ty będziesz mój, będziemy razem wywalać gnój…”. Dowcip rodzi się też z nieporozumień pokoleniowych, z innego odczytywania znaczeń. Wnuczek mówi, że zalogował się na „fejsbuku” i ma niezły profil – dziadek nie jest gorszy bo i on „wylegiwał się fest na bruku a profil miał nieźle porysowany”. Były też odniesienie się do obecnej sytuacji emerytów, którzy przeżywszy Gierka, Tuska – pocieszają się „wnusiu popatrz, przeżyjemy i premier Kopacz”. Zaletą jest uniknięcie w programie zbytniej dosadności dowcipów. Słabością – wykonywanie piosenek a capella, choć robią to poprawnie od strony muzycznej, bez fałszów. Wykonawcy pokazali, że znają swoje rzemiosło. Są wyraziści, trochę przerysowani w obrazie (w kabarecie to nie przeszkadza), staranni w słowie, choć nie jest im łatwo, bowiem w swym mówieniu nawiązują do gwary. I najważniejsze – teksty piszą sami i są one naprawdę zabawne.

 

Teatr Bezdomny im. B.Hrabala z Żarowa, (woj. dolnośląskie, pow. świdnicki) zaprezentował małoobsadowy spektakl na bazie tekstu Woody’ego Allena Gdy śmierć zastuka. Na scenie dwóch aktorów; skromna scenografia: krzesło, fotel; rekwizytów niewiele – gazeta i karty. Zdarzeniom na scenie towarzyszy specyficzna muzyka – dźwięk saksofonu, brzmieniem przypominający klimat lat 60-tych.

Fabuła bardzo prosta: do starego człowieka przychodzi Śmierć. Rolę Śmierci gra w tym spektaklu młody mężczyzna, a okoliczności pojawienia się tej postaci są dość zabawne: Śmierć wchodzi do mieszkania starego człowieka przez okno, niszcząc przy tym rynnę. Jednak bohater ani myśli żegnać się z życiem. Proponuje Śmierci grę w remika, w której stawką będzie jego życie. Śmierć przyjmuje wyzwanie i jak można się domyśla partię w karty przegrywa.

Ten skromny i prościutki żart sceniczny nie jest pozbawiony wdzięku, jednak przyjemność oglądania odbiera widzom towarzysząca od początku spektaklu „nadwiedza“, kto będzie górą w tym pojedynku. Być może przyczyną tego stanu rzeczy jest użycie przez głównego bohatera żydowskiego akcentu. Ten specyficzny środek artystyczny skutecznie buduje stereotyp cwanego Żyda, pragnącego przechytrzyć przeznaczenie. Innym aspektem użycia „żydłaczenia“ jest bezzasadne przeniesienie historii daleko w przeszłość, mimo współczesnego autora i aktualnego brzmienia tekstu.

Magiczny nastrój „podglądania“ bohaterów zaburza nagły, kompletnie nieuzasadniony bezpośredni zwrot do publiczności – pryska magia „czwartej ściany” i widz staje się świadkiem osobistych zwierzeń bohatera, ilustrowanych sytuacjami scenicznymi. Warto byłoby również zastanowić się nad wzbogaceniem reakcji, emocji oraz tempa i rytmów w tej części spektaklu, w której rozgrywana jest partia remika. Jak się okazało, sam tekst nie był w stanie przykuć uwagi widza. Ta bardzo wdzięczna scenicznie opowieść w wykonaniu aktorów okazała się po prostu nudna.

 

Teatr Zza Boru z Zaboru (woj. lubuskie, pow. zielonogórski) pokazał spektakl zatytułowany Być kobietą, czyli gender po polsku. Jest to przedstawienie o powstawaniu scenariusza na temat kobiet. Autorka, umieszczona z przodu sceny w kartonie, pracuje nad pięcioma postaciami kobiecymi, które – ubrane w czerwono-czarne wyszukane stroje i czerwone buty – siedzą na krzesłach i czekają na moment, kiedy twórczyni wydobędzie je ze swojej wyobraźni.

Jesteśmy świadkami pracy twórczej, a więc także wątpliwości, wahań, rezygnowania z wcześniej wymyślonych wersji, dyskusji autorki z postaciami. Często się z nimi nie zgadza, ale od czasu do czasu zapisuje myśl czy sformułowanie podpowiedziane przez postać. Wymyślone bohaterki są różne: gospodyni domowa, która czekała aż mąż przejdzie na emeryturę w nadziei, że wszystko między nimi ułoży się inaczej, typowa konsumentka, żyjąca promocjami w wielkich sklepach; porzucona przez chłopa, mimo że była młodsza; następna jest transseksualistką, wobec czego zna się na mężczyznach, wreszcie ostatnia jest Niemką, podchodzącą do życia pragmatycznie i potrafiącą dać świetne rady, jak z facetami postępować. I rzeczywiście, kiedy zjawia się jedyny mężczyzna w przedstawieniu, to właśnie ją wybiera pośród wszystkich bohaterek, co wywołuje złość pozostałych.

Tytuł spektaklu jest dość ironiczny, bo przedstawiono świat skrajnie tradycyjny: każda baba narzeka na chłopa, ale zrobi wszystko, żeby go mieć. Forma przedstawienia dość ciekawa, ale jego konstrukcja sprawia wrażenie nie całkiem precyzyjnej i jakby niedomkniętej. Wątek autorki gubi się i nie jest w żaden sposób spuentowany.

 

Zespół Śpiewaczo-Obrzędowy KLICZKOWIANKI – Kliczkowo Małe (woj. łódzkie, pow. sieradzki) wystapił z widowiskiem o wiciu wianków Wiónki na oktowę, obrazującym zwyczaj, który dopełnia się w tydzień po Bożym Ciele.

Kurtyna odsłania skromną scnografię, w której izba zaznaczona jest przez malutkie okienko, ławę i stół, a na wejście z zewnątrz wskazuje drewniany płotek z zawieszonymi nań glinianymi garnkami. Na scenie widzimy żwawą gospodynię krzątającą się po izbie. Przez chwilę jest w domu sama; z wypowiadanych słów dowiadujemy się jakie ma plany na nadchodzący dzień. Powoli scena zapełnia się ludźmi: wchodzi mężczyzna z kosą – właśnie wraca z łąki, gdzie pracował od świtu, przychodzi Józia z pękiem zielonych traw w ręku i ciotka z koszykiem ziół na „wiónki“. Przyjście ciotki uruchamia przygotowania do plecenia wianków. Józia pomaga kobietom przenieść stół na środek izby, stary stawia 4 taboreciki i zaczyna się interesująca opowieść o zwyczaju „na oktowę“. Schodzą się kumy. Wśród nich młoda kobieta z kilkuletnią córeczką i chrzestna Józi. Chrzestna poświęciła dużo czasu na zebranie roślin i przynosi ze sobą kosz pełen kolorowych kwiatów i ziół. W rezultacie na scenie widzimy 7 kobiet i dziewczynkę pochłoniętych czynnością plecenia wianków. Jest też mężczyzna obracający w dłoniach miotłę (szkoda, że w scenariuszu nie przewidziano dla jedynego przedstawiciela płci męskiej w tym zespole jakiejś ciekawszej czynności i aktywniejszego udziału w zdarzeniu). Rozmawiają o ziołach, mieszankach ziół oraz rozmaitych dolegliwościach (na przykład ból zębów), jakie można uleczyć tymi ziołami. Rozprawiają o macierzance, rozchodniku, lubczyku. Wskazują miejsca i porę ich zbioru. Wprowadzają młode – Józię i dziwczynkę – w tajniki „naturalnej medycyny“. Święcone wianki są dobre na pękające wymiona krów, wianki z grzmotnika, rozchodnika i piwonii wiesza się w oknie, kiedy nadchodzi burza z grzmotami – wówczas: „burza albo przejdzie, albo i nie będzie“. Zebrana gromada jest w pełni pochłonięta przystrajaniem wianków kolorowymi wstążkami, ale czynność ta nie przeszkadza im w rozmowach i w śpiewaniu pieśni – zatem kobiety śpiewają, a stos wianków rośnie: wianki z róży, rumianku i mięty.

Z podwórka dochodzą odgłosy grzmotów. Kumy przerywają prace i oddają się „modlitwie na burzę“. Burza przechodzi bokiem, a kobiety dzielą się wiankami i idą gromadą do kościoła, by je poświęcić. Józia ściska w garści wianek z lubczyka, który ma jej przynieść męża.

Spektakl jest po prostu uroczy. Plecenie wianków okazuje się czynnością atrakcyjną i efektowną. W efekcie możemy nacieszyć oczy bajecznie kolorowymi wiankami różnej wielkości i przeznaczenia, poznać piękne pieśni i zdobyć mnóstwo informacji na temat zwyczaju. Aktorki stworzyły wyraziste, interesujące charaktery. Zachowują się na scenie niezwykle naturalnie, swobodnie i dojrzale. Oglądając „Kliczkowianki“ na scenie, nie czuje się upływu czasu.

 

 

Zespół Folklorystyczny z Popowic (woj. łódzkie, pow. wieluński) przedstawił Braterskie porachunki spektakl dojrzały, przemyślany, barwny i zabawny. Nie ma tu ról ważnych i mniej ważnych; wszystkie są znaczące i interesujące.

Ogladamy dzień powszedni w wiejskiej chałupie – od bladego świtu po późny wieczór. Rzeczywistym bohaterem tej opowieści jest rodzina; celem realizatorów spektaklu było ukazanie blasków i cieni rodzinnych relacji.

Izba jest przestronna, mieści duży stół nakryty obrusem, dziewięć taboretów, dwa krzesła, piec, kufer, kredensik. Przy stole miejsce główne zajmuje najstarsza osoba w domu – Babka. Jest aktywnym uczestnikiem zdarzeń, a jednocześnie żywym łącznikiem epizodów scenicznych. Oprócz niej należą do rodziny: jej syn Piotr – gospodarz domu oraz jego żona i córka. Oczywiście rodzina jest znacznie większa; już tytuł spektaklu sugeruje, że musi być ktoś jeszcze. Tak jest w rzeczywistości. Sąsiadem Piotra jest jego brat Ignacy; ten z kolei ma żonę, która przysparza wielu kłopotów nie tylko rodzinie Piotra, ale również innym mieszkańcom wsi: oskarżają ją o kradzież pieniędzy, nieuczciwość i działanie na szkodę innych. Jest swarliwa, chciwa i podstępna. Jak można zauważyć, rodzina dzieli się na dobrych i złych. Białymi charakterami są w tej historii członkowie rodziny Piotra: pracowici, pogodni, zgodni, wyrozumiali i żyjący „po bożemu“, a czarnymi charakterami: Ignacy i jego żona..

Gdyby pokusić się o opowiedzenie szczegółów ujętych w przedstawieniu, ten krótki opis mógłby przerodzić się w długi elaborat. Wymieńmy zatem tylko kilka charakterystycznych wątków z bogatego scenariusza: sprawa kamieni „naciepanych przez płot“ na podwórko sąsiadki, epizod z bratową w studni, wizyty szmaciarza i Cyganki oraz popisowa walka Babki o torebkę cukru skradzioną przez Cygankę. I wreszcie zasadnicza intryga: do domu Gospodarzy przychodzi kuma, która chce nająć Piotra Felusiowego (gospodarza) do pokrycia słomą budynków w obejściu. Piotr z córką są właśnie w polu, jego żona zbiera słomę w oborze, Babka przebywa w pomieszczeniu obok. W izbie kuma zastaje brata Piotra i bratową, którzy akurat kierują się do wyjścia. Kuma nie zna osobiscie Piotra Felusiów, więc pada ofiarą oszustwa – umawia się na pracę z niewłaściwym człowiekiem: nie z Piotrem tylko z podającym się za niego bratem Ignacym. Kiedy po ciężkim dniu pracy, po sianokosach w izbie zbierają się na poczestunek domownicy wraz z ludźmi pomagającymi przy koszeniu; rozstawiają kieliszki, chcą się napić po jednym. (Babka też nie odmawia, bo ją „coś rąbie w krzyżu“) przychodzi kuma „od krycia stodoły“ z pijanym bratem Piotra i z pretensjami, że Ignacy nie potrafił wykonać obiecanej pracy – tylko palił fajkę, a przy okazji „sfajczył“ w dosłownym tego słowa znaczeniu stodołę.

Przedstawienie jest zgrabnym obrazkiem rodzajowym. Scenariusz jest świetnie skonstruowany. Elementy dynamiczne przeplatają się w nim z fragmentami o charakterze refleksyjnym. Wspaniałe jest tempo zdarzeń i wewnętrzny rytm historii. Fantastycznie dobrane charaktery i rewelacyjne aktorstwo. Duży – bo liczący 15 osób zespół, wykazał się ogromną dyscypliną, inwencją oraz znakomitym poczuciem humoru.

 

Widowisko plenerowe Szczęście, którego szukasz przygotował Teatr TIP-TOP z Żagania (woj. lubuskie, pow. żagański). Uwagę widzów przyciąga ogromny landszaft z wymalowanymi – jeziorkiem i lasem w tle oraz drzwiami do chaty. Wjeżdża konno mężczyzna – nazwijmy go „polski kowboj” – śpiewając stary przebój Tadeusza Woźniakowskiego Ballada bieszczadzka z refrenem „mój koń, mój koń, mój koń, polubił siana woń…” Mówi, że przemierza świat w poszukiwaniu szczęścia i jak dotąd nie udało się go spotkać. W tym czasie w kierunku chaty skrada się mężczyzna (dość nieudolnie przebrana dziewczyna). Zatrzymany(a) odpowiada na dręczące kowboja pytanie o szczęście: „moje szczęście to żona, dziecko, to całe bogactwo”. „Więc pożycz mi je” – „Nie, szczęścia nie można pożyczyć, ani kupić. Bogactwo jest w tobie, a szczęście przed twoim nosem”. Zaintrygowany tą odpowiedzią, zwraca się do swego konia o radę. I tu rozpoczyna się najciekawsza część przedstawienia. Koń podejmuje dialog – śmieje się, maszeruje, pokazuje drogę inną od wskazanej przez jeźdźca, na zadawane pytania odpowiada kiwając twierdząco bądź kręcąc przecząco łbem, domaga się pieszczoty. Właściwie nie ma już dalszego ciągu fabuły, choć przedstawienie trwa dalej. Główną postacią pozostaje koń, doskonale wytresowany, ochoczo spełniający wszystkie polecenia. Przykuwa uwagę. A w poincie okazuje się być tym poszukiwanym szczęściem. Pozostali (trzy osoby) aktorzy jakby trochę stanowili tło. Naiwne teatralnie, ale przez swą prostotę wzruszające. A koń zadziwia zdolnościami iście aktorskimi.

 

Teatr Młodych im. Wojciecha Bogusławskiego z Lubochni (woj. łódzkie, pow. tomaszowski) wystąpił z widowiskiem Tak dawniej chrzczono dzieci. Jest to przedstawienie wieloobsadowe (23 osoby na scenie), oparte na bardzo bogato udokumentowanym scenariuszu, ukazującym obyczaje, ceremonie, przesądy, obowiązki i przyjemności związane z chrztem dziecka.

Wieczór w chałupie, młode małżeństwo zmęczone całodziennymi sianokosami, zasiada do stołu. Z rozmowy wywnioskować możemy, że kobieta jest w ciąży, z czego oboje bardzo się cieszą. Przychodzi krewny, Franek, żeby oznajmić, że urodziło mu się czwarte dziecko, tym razem córeczka. Będą chrzciny i proponuje gospodyni, żeby była matką chrzestną. Ta jednak odmawia, bo sama spodziewa się dziecka, a według wierzeń, gdyby w tym stanie podjęła się tego zadania, rzuciłaby urok na chrześniaczkę. Franek zaprasza krewnych na chrzciny, a żeby uczcić narodziny córki, wyjmuje buteleczkę gorzałki pępkowej. Co dziwne – kobieta w ciąży też wypija kieliszek!!!

W następnej scenie przenosimy się do chałupy Franka. Ten z żoną postanawiają poszukać innej matki chrzestnej i siadają do wyboru imienia. Wojtuś, jeden z trzech synów (wspaniała obecność sceniczna trzech chłopców!) przynosi książeczkę do nabożeństwa, żeby w litanii do wszystkich świętych szukać inspiracji. Stanęło na Małgorzacie. Mąż wychodzi, żona próbuje uspokoić plączącą Małgosię. Przybywa Jaśkowa wezwana, żeby coś poradzić. Upewnia się, czy nie było jakiej sąsiadki, co by złym spojrzeniem urok na dziecko rzuciła. Okazuje się, że były obce baby i to pewnie one są winne, a tu jeszcze zaproszona matka chrzestna odmówiła. Bez odczynienia uroków nie da rady. Wszystko kończy się dobrze i Jaśkowa jako zapłatę ma obiecany bochen chleba, kiedy się upiecze. Potem oglądamy kąpiel dziecka – jak się okazuje, też obwarowaną szeregiem przepisów i przykazań.

Rodzina przygotowuje się do niedzielnej uroczystości. Trzeba zaprosić gości, obgadać sprawę z księdzem, przygotować izbę i godny poczęstunek, w tym dużo gorzałki dla licznych gości. Wreszcie, w uroczystym dniu zjawiają się rodzice chrzestni. Babcia i matka chrzestna ubierają Małgosię, nie zapominając żadnego szczegółu, na przykład czerwonej wstążki (żeby nikt nie zauroczył!). Zawijają małą w becik, a chrzestna obdarowuje ją medalikiem z Matką Boską, żeby była pobożna i miała pamiątkę po chrzestnej, zaś chrzestny wkłada pod poduszeczkę pieniądze, żeby duża rosła i była bogata. Pięknie wystrojeni rodzice i chrzestni wybierają się w drogę do kościoła, słuchając ostatnich przykazań babci, która zostaje w domu, żeby naszykować stół.

W tym miejscu przenosimy się ze sceny na ekran, gdzie zobaczymy, jak cala rodzina wsiada do wspaniałej bryczki i rusza w kierunku kościoła, a następnie samą uroczystość chrztu w kościele.

Ostatnia część to powrót do domu i przyjęcie gości. Babcia ceremonialnie wita Małgosię w chałupie i po opowieściach, jak w kościele było, wróży przyszłość wnuczki; matka chrzestna kręci się z dzieckiem na rękach, żeby tańcować umiało. Schodzą się krewni i znajomi.. Małuch zostaje w kołysce pod bacznym okiem trzech braci, a goście przyglądają się dziecku i wsuwają pod poduszeczkę parę groszy. Kobiety przypominają wierzenia, gusła i recepty na dobro i przeciw złu. Nadchodzi skrzypek, chrzestni inicjują tańce. Goście siedząc za stołem rozmawiają, goszczą się jadłem i napitkiem, bawią się przyśpiewkami.

Na pochwałę zasługuje fachowo napisany scenariusz; pozwolił on dobrze poprowadzonym aktorom zagrać w sposób prawdziwy i ciekawy ważny epizod z życia wiejskiej gromady. Widzimy, jak gusła i pogańskie wierzenia mieszają się z powagą katolickiej uroczystości, przenosimy się w różne miejsca akcji, zarówno dzięki prostym zabiegom scenograficznym na scenie, jak dobrze wykorzystanej projekcji filmowej. Ta projekcja to jedyny element, wymagający zastanowienia – za długo trwa sama uroczystość chrztu w kościele. Czas spektaklu rządzi się swoimi prawami i nie trzeba filmować wszystkiego.

 

*

 

Komisja Artystyczna z ogromnym uznaniem odnosi się do działań gospodarzy Sejmiku, ich troski, serdeczności i gościnności. Tegoroczna impreza była przygotowana i przeprowadzona wzorowo. W imieniu własnym i uczestniczących zespołów Komisja składa serdeczne podziękowanie organizatorom – Miejskiej Bibliotece Publicznej w Mokrsku, Ochotniczej Straży Pożarnej w Ożarowie, członkom Zespołu Śpieaczo-Obrzędowego z Ożarowa, społeczności ożarowskiej a także Wójtowi Gminy Mokrsko. Dziękujemy wiejskim teatrom, instruktorom, kierownikom i opiekunom za całoroczną, trudną pracę i wspaniałe przedstawienia. Do zobaczenia za rok podczas jubileuszowego X Sejmiku Wiejskich Zespołów Teatralnych w gościnnym Ożarowie.

Ta strona używa plików cookie, aby poprawić przyjazność dla użytkownika. Użytkownik wyraża zgodę na dalsze korzystanie ze strony internetowej.

Polityka prywatności